//Muzea uwikłane w rynek sztuki// – Katarzyna Zalasińska
Muzea uwikłane w rynek sztuki – Katarzyna Zalasińska
Zbiory stają się muzeum, gdy nadana zostaje im określona funkcja społeczna. Muzeum jest również definiowane jako instytucja powołana do realizacji misji muzealnej, której cel stanowi gromadzenie i trwała ochrona dóbr naturalnego i kulturalnego dziedzictwa ludzkości o charakterze materialnym i niematerialnym; informowanie o wartościach i treściach gromadzonych zbiorów; upowszechnianie podstawowych wartości historii, nauki i kultury polskiej oraz światowej; kształtowanie wrażliwości poznawczej i estetycznej oraz umożliwianie korzystania ze zgromadzonych zbiorów. Muzea, uważane powszechnie za świątynie sztuki, nie należą jednak wyłącznie do sfery sacrum. Mają one duży wpływ na funkcjonowanie rynku sztuki w Polsce, będąc nie tylko jego klientem.
Muzea kształtują popyt
Jednym z podstawowych zadań muzeów jest gromadzenie zabytków w statutowo określonym zakresie. Zbiór muzealny to cel działalności muzeum, ale również jego wytwór. Jest to wynik działalności kolekcjonerskiej muzeów, które uczestniczą w rynku sztuki, poszukując cennych eksponatów do swoich kolekcji. Ustawodawstwo przyznaje zresztą muzeom prawo pierwokupu i pierwszeństwo nabywania na aukcjach, uprzywilejowując je względem pozostałych uczestników rynku. Działalność kolekcjonerska muzeów jest jednak współcześnie bardzo iluzoryczna, gdyż na początku lat 90. zlikwidowane zostały niemal wszystkie stałe fundusze służące powiększaniu kolekcji muzealnych (na przykład Fundusz Zakupów i Fundusz Plastyki MKiS). Nie wypracowano też innych mechanizmów pozyskiwania funduszy na powiększanie kolekcji. Stworzono wprawdzie możliwość uzyskania środków na zakup zbiorów do kolekcji z dorocznych programów ministra, ale z oczywistych względów dotyczy to wyłącznie zakupów planowanych z długim wyprzedzeniem, bez szansy na szybkie reagowanie na ofertę rynku. W przypadku gdy w ofercie pojawi się cenny obiekt, muzeum może tylko szukać prywatnego sponsora, który zgodziłby się sfinansować dany zakup. Katalogi aukcyjne pojawiają się jednak zaledwie kilka tygodni przed planowaną licytacją, co najczęściej uniemożliwia muzeum zgromadzenie wystarczających funduszy w tak krótkim czasie. Ostatecznie należy przyjąć, że sytuacja finansowa polskich muzeów nie pozwala im na uczestniczenie w rynku sztuki, a ich działalność kolekcjonerska prowadzona jest w ograniczonym zakresie.
Muzea jako sprzedawcy zbiorów
Specyfika tworzenia kolekcji muzealnej zakłada ciągły, niekończący się proces gromadzenia zbiorów. To sprawia, że w muzealnych magazynach znajdować się mogą nietrafione zakupy (obiekty nabyte wiele lat temu, które wbrew przewidywaniom straciły, a nie zyskały na wartości), falsyfikaty (czy też kopie błędnie uznane za oryginały) lub dublety. W związku z tym prawo dopuszcza w uzasadnionych przypadkach sprzedaż, zamianę lub darowiznę zbiorów muzealnych. Zgodnie z art. 23 ustawy o muzeach muzea państwowe i samorządowe mogą dokonywać zamiany, sprzedaży lub darowizny muzealiów po uzyskaniu pozwolenia ministra do spraw kultury i ochrony dziedzictwa narodowego. Pozwolenie na zamianę, sprzedaż lub darowiznę muzealiów może być jednak udzielone tylko w uzasadnionych przypadkach, a środki uzyskane z ich sprzedaży – przeznaczone wyłącznie na uzupełnienie
zbiorów muzeum. Tragiczne losy polskiego dziedzictwa utrwaliły jednak w świadomości społecznej zasadę „niezbywalności zbiorów publicznych”, co sprawia, że muzea boją się sprzedawać „niechciane obiekty”. A co za tym idzie, przepisy pozwalające na zbywanie zbiorów są w zasadzie martwe i próżno szukać na rynku antykwarycznym dzieł pochodzącyc z polskich muzeów.
W innych krajach tabu niezbywalności publicznych zbiorów niemal nie istnieje. Jean Clair, opisując kryzys muzeów w dobie globalizacji, pisze: „Wydaje się, że już zaakceptowano w pełni przekonanie, że zbiory publiczne nie są dziedzictwem duchowym, świadectwem historii danego kraju i wizerunkiem jego pamięci, tak dalece cennej dla naszych laickich demokracji, jak cenne były dla wiernych w społeczeństwach religijnych obiekty kultu, ale że są tylko zwyczajnym towarem, który można odstępować, wymieniać, wypożyczać, a po pewnym czasie sprzedać” Najgorętszy spór dotyczący zbywalności zbiorów muzealnych ogniskuje się współcześnie wokół działalności amerykańskiej Fundacji Guggenheima. W styczniu 2005 roku – wbrew postanowieniom Stowarzyszenia Muzeów Amerykańskich – Fundacja zdecydowała o sprzedaży części dzieł w celu sfinansowania polityki ciągłego rozwoju prowadzonej przez dyrektora (w 1992 roku jej efektem było dobudowanie nieudanego skrzydła do budynku – arcydzieła Franca Lloyda Wrighta).
Należy zauważyć, że zbiory pochodzące z polskich instytucji muzealnych trafiają jednak na rynek sztuki (tak w kraju, jak i za granicą). Chodzi o obiekty skradzione z muzeów, których każdego roku przybywa. Wiele z nich jest legalnie nabywanych przez uczestników rynku sztuki, a muzea bezpowrotnie tracą szansę odzyskania swoich eksponatów. Dzieje się to za sprawą przyjętej po 1990 roku konstrukcji przepisów Kodeksu cywilnego. Zgodnie z art. 169 „gdy rzecz zgubiona, skradziona lub w inny sposób utracona przez właściciela zostaje zbyta przed upływem trzech lat od chwili jej zgubienia, skradzenia lub utraty, nabywca może uzyskać własność dopiero z upływem powyższego trzyletniego terminu”. Nie wystarcza dobra wiara w chwili wydania rzeczy, nabywca musi trwać w niej do upływu trzyletniego terminu. Jednak po upływie trzech lat właściciel, w tym muzea, nie może już skutecznie żądać wydania rzeczy. Obiekty trafiają następnie na rynek. Niedoskonałe polskie prawo sprawia, że muzea stają się swoistymi ofiarami rynku. Lata starań o poprawę tego stanu rzeczy doprowadziły do wykształcenia korzystnego dla muzeów precedensu. W sprawie kradzieży w 1993 roku z muzeum w Górkach Wielkich wachlarzy Kossaków, które następnie pojawiły się w ofercie jednego z domów aukcyjnych, orzekający w sprawie sąd przyjął, że dobrą wiarę wyłącza zamieszczenie informacji o kradzieży obiektu w Krajowym wykazie zabytków skradzionych lub wywiezionych za granicę. Dzięki temu muzeum odzyskało cenne eksponaty.
Muzea jako eksperci
Muzea, szczególnie w Polsce, odgrywają również znaczącą rolę w zakresie usług dla rynku. Wprawdzie art. 34 ustawy o muzeach stanowi, że muzealnik w czasie pozostawania w stosunku pracy w muzeum przestrzega ogólnie przyjętych norm etyki zawodowej, w tym Kodeksu etycznego dla muzeów ICOM, a w szczególności nie prowadzi handlu przedmiotami pozostającymi w zakresie zainteresowania muzeum i nie podejmuje takich działań, jak kolekcjonowanie czy wykonywanie ekspertyz i wycen przedmiotów mogących powodować konflikt interesów z zatrudniającym go muzeum. Jednocześnie w wielu statutach polskich muzeów znajduje się informacja, że muzea te prowadzą działalność gospodarczą, między innymi w zakresie sporządzania ekspertyz. Wydaje się jednak, że może to dotyczyć wyłącznie zakresu dopuszczonego przepisami dotyczącymi wywozu zabytków za granicę, a więc tak zwanych wyceny i oceny wieku wywożonego obiektu. W pozostałych przypadkach stanowiłoby to zakazane normami etycznymi uwikłanie muzeum w funkcjonowanie rynku sztuki. Pamiętać należy, że muzea traktowane są jako świątynie sztuki, ale również instytucje zaufania publicznego. Uważa się więc, że muzealnicy pełnią służbę publiczną, stając się tym samym odpowiedzialni za społeczny odbiór działalności muzeum. To przesądza o tym, że zakaz wykonywania ekspertyz i wycen przedmiotów, mogących powodować konflikt interesów z zatrudniającym ich muzeum, ma miejsce we wszystkich przypadkach, gdy sporządzane są one na rzecz rynku sztuki. W praktyce bardzo wiele ekspertyz pochodzi od muzealników. Jest to determinowane konstrukcją polskiego rynku, na którym nie wykształcił się zawód eksperta dzieł sztuki, a państwo w żaden sposób nie licencjonuje tego typu działalności. Nieliczne osoby niebędące muzealnikami, które profesjonalnie zajmują się wydawaniem ekspertyz, stanowią nadal jedynie wyjątek od reguły.
Angażowanie muzeów i muzealników w rynek jest groźne dla renomy tych instytucji. Polski rynek sztuki w szczególny sposób narażony jest na możliwość nabycia falsyfikatu. Muzea powinny zatrudniać specjalistów, w których ręce powierzany byłby majątek narodowy, jednak również oni popełniają błędy. Przypomnieć tu należy chociażby rzekomego Rybaka z siecią Leona Wyczółkowskiego, którego Muzeum Narodowe w Gdańsku kupiło jesienią 2007 roku od prywatnego właściciela za 80 tysięcy złotych. Sprzedawca dołączył do dzieła ekspertyzę zleconą profesorowi Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. W całej sprawie najbardziej szokujące było to, że gdy gdańskie muzeum wydawało kolejne kwoty na potwierdzenie bądź wykluczenie autentyczności obrazu, oryginał bezpiecznie spoczywał w magazynach Muzeum Narodowego w Krakowie. Podważona została więc wiarygodność muzeum, ekspertów i samego rynku. Za wszystko zapłacono z publicznych pieniędzy.
Muzea kształtujące ceny na rynku sztuki
Muzea odgrywają chyba najpoważniejszą rolę w kształtowaniu cen na rynku sztuki. Często robią to nieświadomie, nie wiedząc na przykład, że wybór artysty czy okresu, przy odpowiedniej promocji wystawy czasowej, może wprowadzić modę na określone dzieła. Trendy te są mniej lub bardziej trwałe, ale niewątpliwie oddziałują na popyt. Co więcej, wszystkie osoby zajmujące się wyceną dzieł sztuki wiedzą, że nalepka z prestiżowej wystawy podnosi cenę obrazu – uwiarygodnia jego autentyczność i dokumentuje
proweniencję. W przypadku prezentowanych po roku 1989 prywatnych zbiorów w państwowych muzeach mamy dodatkowo do czynienia z budowaniem renomy kolekcji, a w konsekwencji – samego kolekcjonera.
Jednym z najgłośniejszych wydarzeń ostatnich lat była wystawa zbiorów najbardziej znanego polskiego marszanda – Andrzeja Starmacha, w Muzeum Narodowym w Krakowie w grudniu 2009 roku. Wcześniej w gmachu głównym tego muzeum mogliśmy zobaczyć część kolekcji Krzysztofa Musiała (Zapisy przemian. Sztuka polska XIX i XX wieku z kolekcji Krzysztofa Musiała, 28.3–4.5.2008) oraz Rafaela Jablonki (Pierwszy krok… w stronę kolekcji zachodniej sztuki współczesnej, 30.5.2008–31.12.2009). Rozmach, z jakim wystawa została przygotowana, wywołał liczne pytania o relację między sferą publiczną i komercyjną, a także zadania, jakie składają się na realizację misji muzealnej. Łukasz Białkowski komentował na portalu Obieg.pl: „Podsumowując: sale wystawiennicze Muzeum Narodowego zostały w tym przypadku wciągnięte w strategię umacniania kulturowego i ekonomicznego kapitału Starmachów. Stąd pod znakiem zapytania stoi cecha funkcjonowania muzeum poza obszarem czynności gospodarczych – domniemana neutralność placówki o interesie publicznym podważona wobec ekonomicznych konsekwencji, które mogą się wiązać z wystawieniem i potwierdzeniem wartości prywatnej kolekcji”. Nie chodzi jednak o to, żeby muzea zamykały się na prywatnych kolekcjonerów. Aczkolwiek muszą zdawać sobie sprawę, że ich działalność bezpośrednio oraz pośrednio wpływa na funkcjonowanie rynku sztuki w Polsce. Prywatne kolekcje nie tylko zasilają zbiory muzealne, lecz także stanowią ich idealne dopełnienie o tyle, o ile pomagają śledzić przemiany smaku i przewidywać przyszłe kierunki. Jednocześnie pozwalają przetrwać obiektom o mniejszej wartości, które nie zostały włączone do kolekcji muzealnych, a zasługują na zachowanie. Prywatne kolekcje nazywane są przedsionkiem muzeum. Nierzadko bez nich muzea w ogóle by nie istniały. Podać tu można chociażby przykład Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej, które powstało dzięki ofiarności kolekcjonera Feliksa „Mangghi” Jasieńskiego, który zgromadził ponad 15 tysięcy eksponatów. Takich kolekcjonerów potrzebują dziś polskie muzea, które bez nich nie są w stanie powiększyć swoich zbiorów.
Przyszłość polskich muzeów na rynku sztuki
Właściwe funkcjonowanie muzeów na polskim rynku sztuki wymagałoby reformy sposobu ich finansowania. Wzmocnienia potrzebuje także ich działalność kolekcjonerska. Powinny być one aktywnym kupcem gromadzącym najcelniejsze obiekty w swoich kolekcjach. W chwili obecnej ta ich podstawowa funkcja na rynku nie jest realizowana. Muzea muszą uświadomić sobie ponadto, jak odgrywają wielką rolę na rynku sztuki. Swoją działalnością mogą wpływać między innymi na popyt oraz wiarygodność rynku. Pamiętać również należy, że muzea jako instytucje zaufania publicznego zostały obdarzone przez obywateli mandatem do realizacji zadań o dużym znaczeniu społecznym. Tym samym nie powinny one podejmować działalności, która mogłaby naruszyć ich renomę. Najpoważniejszym niebezpieczeństwem jest tu między innymi uwikłanie w rynek, który nadal nie jest transparentny. Prowadzone na nim gry rynkowe sprawiają, że ucierpieć może dobre imię muzeów, na które instytucje te pracowały przez dziesięciolecia.