//Prawica? Lewica?// - Piotr Kosiewski
Prawica? Lewica? - Piotr Kosiewski
Czy dzisiaj posługiwanie się etykietami „prawica”, „lewica” ma w ogóle sens? Niegdyś opisywały one realny spór. Dziś, co często bywa podkreślane, jest inaczej. „Prawica”, „lewica” przestały służyć do integrowania mas wokół konkretnych idei i budowania ich tożsamości. Pozostaje też pytanie, czy te etykietki można odnieść do obecnego świata sztuki. A jednak nadal po nie sięgamy. Zatem czy i w jaki sposób można mówić o obecności „prawicowych” i „lewicowych” artystów na polskiej scenie artystycznej?
„Lewicowa sztuka” czy „artysta o poglądach lewicowych”? Podobnie jak w przypadku orientacji prawicowej, te terminy nie są ze sobą tożsame. Na przykład Wilhelm Sasnal nazwał siebie człowiekiem lewicy, ale czy jego obrazy można nazwać lewicowymi? Zapewne niektóre z nich są bliskie sposobowi patrzenia na naszą historię przez osoby o wrażliwości lewicowej, ale też zapewne liberalnej. Warto zatem pamiętać, o co pytamy: o lewicowe lub prawicowe zaangażowania artystów czy też o możliwość realizowania przy pomocy sztuki postulatów określanych jako lewicowe lub prawicowe, prezentowania takich idei, wrażliwości etc.?
Napisano już dziesiątki tekstów o związkach artystów z „Krytyką Polityczną”, o społecznym, ale też politycznym potencjale twórczości Yael Bartany i Artura Żmijewskiego, Elżbiety Jabłońskiej, Romana Dziadkiewicza i wielu innych. Lewicowość – sądząc po lekturze niektórych tekstów – zdaje się dominować w polskich galeriach sztuki. Więcej, pojawiają się zarzuty, że dziś należy nosić porządny lewicowy kostium, bo to jedyna szansa, by stać się częścią establishmentu. Oczywiście, można podać liczne kontrprzykłady, jak niezwykły sukces tak zwanych nowych nadrealistów czy grupy Penerstwo.
Być może nie jest pozbawiona słuszności diagnoza, że obecnie w świecie artystycznym dominuje wrażliwość lewicowa czy też liberalna, ale też polskie dyskusje o związkach sztuki z lewicowością (i z prawicowością) toczą się przede wszystkim w zamkniętej przestrzeni art worldu. Tymczasem – przepraszam za truizm – główny nurt polskiego życia publicznego w ostatnich dwóch dekadach odwołuje się przede wszystkim do myśli prawicowej czy konserwatywnej oraz do neoliberalnej myśli ekonomicznej. Pewna zmiana w ostatnich dwóch latach w stosunku do obecności w sferze publicznej kobiet (parytety na listach wyborczych) czy projekt ustawy o związkach partnerskich to zbyt mało, by mówić o jakiejś radykalnej zmianie. Poważne badania opinii publicznej, jak chociażby od lat prowadzona Diagnoza Społeczna pod kierownictwem Janusza Czapińskiego, pokazują stałą dominację postaw prawicowych, konserwatywnych i tradycjonalistycznych. Inne są nadal mniejszością, a nawet lokują się na marginesie. Dlaczego o tym wszystkim wspominam? Ponieważ bez tego kontekstu trudno rozmawiać o prawicowych i lewicowych artystach.
Po 1989 roku ujawnianie przez artystów swych poglądów politycznych czy opcji ideowych uchodziło za niedopuszczalne. Swoisty coming out kilku z nich chyba niewiele zmienił. Określenia „twórczość lewicowa” czy „lewacka” jeszcze nie tak dawno było uważane za najgorszą obelgę. Nawet dziś bywa uważane za deprecjonujące, czego dobrym przykładem jest niedawny tekst Marty Tarabuły opublikowany w „Gazecie Wyborczej”[1]. Trzeba również dodać, że w latach dziewięćdziesiątych określenia „prawica”, „prawicowość” niektórzy używali z podobną intencją.
Dzisiaj też przeciwstawia się artystów lewicowych po prostu artystom, których sztuka jest anideologiczna. Istotnie, często jest to twórczość całkowicie powstająca poza jakimikolwiek projektami ideologicznymi, co przecież nie oznacza, że nie wpisuje się w polityczny i ideologiczny porządek.
Jednak obecnie najbardziej frapujące nie jest pytanie o lewicowy, lecz prawicowy wybór w sztuce (o tym pierwszym już wiele napisano). Gdzie zatem szukać takich artystów i co może się kryć pod terminem „prawicowa sztuka” w państwie pozostającym pod dominacją prawicy? Czy prawicowa to znaczy tradycyjna? Konserwatywna to znaczy unikająca nowych mediów? O ile można dziś odpowiedzialnie mówić na przykład o prawicowych pisarzach, o tyle sama prawica nie wygenerowała czegoś, co można określić mianem prawicowego artysty wizualnego. Samo mówienie o lewicowym czy prawicowym charakterze jakiegoś gatunku sztuki, na przykład malarstwie jako przejawie konserwatyzmu, a o działaniach interaktywnych jako postępowych jest dość jałowe. Być może lepiej, jak zwróciła uwagę Izabela Kowalczyk, pytać „o różne rodzaje krytyki i to przeciwko czemu jest ona skierowana”[2].
Jeżeli w ten sposób spojrzymy na problem prawicowości, to za jej przejaw można uznać działalność The Krasnals. W swych pracach i tekstach nieustannie chcą krytycznie spoglądać na postawy dominujące w „głównym nurcie”, od „Krytyki Politycznej” po warszawskie Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Ich działania były i nadal są przyjmowane z poklaskiem jako przykład prawdziwie antyestablishmentowej postawy. Przed kilku laty ataki „krasnali” na „lewackie bożki” entuzjastycznie opisał prawicowy wówczas „Wprost”. Dziś też słychać podobne głosy. Jeżeli zatem spytamy o to, przeciwko komu ich krytyka jest skierowana, ale też o to, kto może być jej adresatem, to działania The Krasnals można odczytać jako ofertę skierowaną do głównego nurtu polskiej polityki i mediów. Oczywiście, w takim ujęciu ich antymainstreamowość jest dość problematyczna, ale także ich twórczość można byłoby uznać za szansę na zaistnienie sztuki adresowanej do nowoczesnej prawicy, niepodważającej jej poglądów, niestarającej się narzucić nieprawicowych wizji. Twórczości lojalnej wobec większości i potwierdzającej jej znaczenie.
Nie jest to oczywiście jedyna odpowiedź na pytanie o prawicowych, a może lepiej powiedzieć: konserwatywnych artystów, o sztukę adresowaną do publiczności o prawicowej czy konserwatywnej wrażliwości. Warto przywołać dziś już trochę zapomniane hasło pop-banalizm, ukute przecież dla twórczości Grupy Ładnie i innych przedstawicieli tego pokolenia. Czyż nie była to propozycja dla tworzącej się wówczas klasy średniej, tradycjonalistycznej, jeżeli chodzi o przestrzeń publiczną, i umiarkowanie liberalnej w swych codziennych wyborach (uznanie tradycyjnych wartości nie przeszkadza na przykład przyzwoleniu na rozwody czy seks pozamałżeński). Później propozycją sztuki anideologicznej miał być nowy nadrealizm. Lub też szukać takich artystów w całkiem innych miejscach. Chociażby Łukasz Ronduda dostrzegł – zasadnie – konserwatywny rys w twórczości między innymi Zbigniewa Warpechowskiego, zwracając uwagę na jego wiarę w zachowanie pewnych wartości sztuki, jak na przykład aura czy tajemnica w odczarowanym świecie.
Ubieranie artystów na siłę w ideologiczne buty nie jest miłym ani pożytecznym zajęciem. Znaczna część twórczości znakomicie się bez tego obejdzie. Jest bowiem wręcz wzorcowo anideologiczna. To nie oznacza, że trzeba poddawać się urokowi życia w świecie po końcu ideologii. Zapewne skończył się czas tych, które miały wszechorganizującą moc. Jednak teraz nie nastąpił czas postpolityki – zauważył już dość dawno Marcin Król. Raczej mamy do czynienia „z nowymi sformułowaniami ideologii, czy też odmiennymi wręcz ideologiami, […] w dalszym ciągu nasze decyzje dotyczące życia publicznego […] mają charakter ideologiczny”[3]. Sztuki – można dodać – nie da się od tej sfery oddzielić.
Piotr Kosiewski (ur. 1967) - historyk sztuki, krytyk. Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Wieloletni redaktor kwartalnika literackiego „Kresy”. Publikował także między innymi w „Arteonie”, „Dzienniku”, „Didaskaliach”, „Nowych Książkach”, „Odrze”, „Przeglądzie Politycznym”, „Znaku”.
Przypisy:
[1] Zob. M. Tarabuła, Socrealizm nad laguną, „Gazeta Wyborcza”, 11.7.2011.
[2] I. Kowalczyk, Sztuka i lewica i co dalej?, „Kresy” 2009, nr 1–2, s. 176.
[3] M. Król, Liberalizm strachu czy liberalizm odwagi, Kraków – Warszawa 1996, s. 91.